TELEFON: 71 798 67 33

Jadwiga Michałowska – wspomnienie

//Jadwiga Michałowska – wspomnienie

Jadwiga Michałowska – wspomnienie

Snuje się nam opowieść o Jagódce… Każdy nowy kwiatek – impresję, anegdotę, skojarzenie, obrazek – wpleciemy do wieńca wspomnień.

 

Są wspomnienia, które nigdy nie blakną, nieważne, ile czasu upłynęło…

Dmitry Glukhowsky

 

Jadwiga Michałowska – to oficjalnie. A dla nas? Po prostu: Jagoda, Jagódka. Dla uczniów –Pani Profesor. W tych słowach kryje się wiele wspomnień, ciepłych, często radosnych, czasem nostalgicznych…

Jak pamiętamy Jagodę?

Z koleżankami, z którymi zjawiła się w Czwórce wiele lat temu, połączył Ją los nowicjusza w pracy, ale też wspólne wyprawy w Polskę i Europę, szalone tańce do rana, wieczory dobrego jedzenia i burzliwych dyskursów. Podczas jednego z wakacyjnych wyjazdów – do Włoch -Jagoda mieszkała w jednym namiocie ze swoją szefową. Sama spała do ostatniej chwili poranka, podczas gdy Jej współlokatorka budziła się wczesnym świtem. Nie pomagały żadne prośby o ciszę, codziennie rano w namiocie rozlegał się szelest celofanów, w których zwierzchniczka popakowała swoje rzeczy. Któregoś dnia Jagoda nie wytrzymała i rzuciła butem. Trafiła i… osiągnęła cel – woreczki zostały zlikwidowane, a przyjaźń przetrwała tę ciężką chwilę próby.

Była wspaniałą Panią domu – na zawsze zostanie we wspomnieniach niepowtarzalny smak zupy rybnej, faszerowanych jajek i wielu innych przysmaków, którymi podejmowała licznych gości w swoim otwartym dla przyjaciół domu.

Zdjęcia z podróży utrwaliły postać filigranowej, pełnej ciepła i radości blondynki. Jagoda była piękną, elegancką kobietą, zawsze uśmiechniętą mimo trudnych przeżyć, których nie szczędził Jej los. Najtrudniej było Jej powrócić do czynnego życia po niespodziewanej śmierci ukochanego męża, Stefana. Odtąd przez wiele lat styczeń był dla Niej niełatwym czasem – smutniała wtedy, choć do przyjaciół starała się uśmiechać. Powoli jednak dochodziła do siebie i nawet zaczęła znów przychodzić na studniówki, aby obejrzeć poloneza, do którego przygotowała kolejne pokolenia abiturientów – według własnej oryginalnej choreografii, budzącej wciąż nowe zachwyty.

Do annałów szkoły przejdzie historia studniówki z 2007 roku, kiedy Jagoda pomyliła sale balowe i zamiast w hotelu Mercury, pojawiła się w Plazie – szarmancko witana przez organizatorów jako jeden z gości, co prawda nieznany, ale w końcu to bal na kilkadziesiąt par… Dopiero na sali balowej, patrząc na twarze grona pedagogicznego, uświadomiła sobie, że to nie my! W panice, taksówką, mknąc przez miasto modliła się, żeby zdążyć…. A tymczasem w hotelu Mercury wszyscy zastanawiali się, gdzie podziała się Jagoda – i kiedy padną magiczne słowa: poloneza czas zacząć! No bo jak tu zaczynać bez Mistrza ceremonii? Przyjechała, jak prawdziwa dama – weszła opanowanym krokiem, z lekkim uśmiechem i tylko ci, co dobrze Ją znali, wiedzieli, ile gwałtownych emocji kryje się za maską perfekcjonistki.

We wspomnieniach tych, z którymi pracowała, jawi się ciepła, miła osoba o serdecznym, przyjaznym uśmiechu. Była bowiem optymistką, która nie narzekała i nie użalała się nad sobą. Zazwyczaj spotykało się Ją gdzieś w biegu między blokiem sportowym a sekretariatem. Jednak i w tym ciągłym pędzie znajdowała czas na choćby kilka słów rozmowy – niemal z każdym.

Jagoda uwielbiała podróże, była świetnym kompanem każdego, zawsze odpowiednio przygotowanym. Słynęła z tego, że  brała ze sobą ogromne ilości kanapek, którymi częstowała wszystkich: koleżanki i kolegów, uczniów. Były one niezwykłe, dopracowane w każdym szczególe – z pastą jajeczną, makrelą, tuńczykiem, plastrami szynki, umajone sałatą, pomidorem, z pikanterią szczypty przypraw. Coś zawsze w nich chrupało, np. ogóreczek, papryczka i naprawdę trudno było się im oprzeć. Chodziły pogłoski, że niektórzy uzależniali zgodę na wyjazd od obecności Jagody i jej słynnych kanapek.

W pamięci pozostaną nam również wspólne zajęcia gimnastyczne połączone z aerobikiem w małej, nieistniejącej już sali wychowania fizycznego. Popołudniowa pora, pusta szkoła, pełen luz, dresy i mnóstwo śmiechu, a wszystko pod kierunkiem instruktorki Jagody.

Uczniom naszej szkoły Pani Profesor Michałowska dała się poznać jako serdeczna nauczycielka i wychowawczyni, otwarta na innych, wrażliwa na problemy młodzieży. Uśmiechnięta i tak pełna wigoru, że nie sposób było nudzić się na Jej lekcjach. Do dziś we wspomnieniach pozostają wywołujące paniczny lęk polecenia skoku przez kozła lub skrzynię. Niejedni byli przeciągani przez Profesor Michałowską na drugą stronę niemalże siłą… (swoją drogą, skąd tyle mocy w tak filigranowej kobiecie?) Do historii przejdą również wspólne z uczniami zimowe wyjścia na lodowisko. Profesor Michałowska w roli instruktora próbowała wtajemniczyć w arkana jazdy figurowej chętnych licealistów, trzeba przyznać z różnym skutkiem, ale za to zawsze z ogromną dozą dobrego humoru i śmiechu.

Czas spędzony na przygotowaniach do poloneza w klasie maturalnej to także chwile, które pozostaną w uczniowskiej pamięci. Wybór pierwszej pary (któż nie chciał w niej być?), pierwsze kroki w rytm muzyki Chopina, później Kilara, subtelny acz zdecydowany krok taneczny Pani Profesor, z dnia na dzień coraz większe postępy i nareszcie wyczekany bal. Sunące pary w pięknych strojach i błysk w oku Pani Profesor, dumnej ze swoich podopiecznych. Absolwenci Czwórki z pewnością zapamiętają największego poloneza w historii naszej szkoły z panią Michałowską w pierwszej parze wiodącą kilkadziesiąt par na Balu Absolwenta w 2018 roku.

Kochała kwiaty (zawsze komponowała piękne kompozycje z tych wyhodowanych na „działeczce”) i morze. Spędzała nad nim prawie całe wakacje, więc co roku na pierwszej w nowym roku szkolnym radzie pedagogicznej wzbudzała podziw swoją efektowną opalenizną. Lubiła czytać książki (i chętnie wymieniała się nimi np. z polonistkami). Ale przede wszystkim kochała ludzi. Dlatego zawsze otaczali ją bliscy przyjaciele, koleżanki i koledzy, znajomi, lgnęły do niej uczennice. Była osobą towarzyską, ceniącą drobne przyjemności codziennego życia, ale także osobą o bogatym życiu duchowym. Może dlatego do wszystkich odnosiła się z uwagą  i empatią.

 

We wrześniu Profesor Jadwiga Michałowska przeszła na pełną emeryturę po 35 latach pracy w Czwórce. W trudnym czasie pandemii nie udało się nam Jej pożegnać z fanfarami. Ale zostały wspomnienia, duże i małe, radosne i smutne, a w nich Nasza Jagoda – tryskająca dobrym humorem, serdeczna, uśmiechnięta i pomagająca innym. Spędziliśmy z Nią piękny i niezapomniany czas.

2020-12-11T17:29:51+00:00 10 grudnia 2020|Wydarzenia|